Łowię ryby drapieżne przy użyciu sztucznych przynęt już od prawie 20 lat. Z początku używałem normalne kołowrotki spinningowe, aby po około 10 latach przesiąść się na łowienie tak zwaną metodą castingową, czyli przy użyciu multiplikatorów. Metoda ta tak bardzo mi się spodobała, że sprzedałem w całości sprzęt spinningowy i oddałem się w pełni castingmanii. Mogłoby się wydawać, że spinning i casting różnią się tylko metodą nawijania linki na szpulę, a te same wędki można używać uniwersalnie w jednej i drugiej metodzie. Nie jest to do końca prawda. Przy łowieniu spinningiem wybór wędziska uwarunkowany jest dwoma podstawowymi wymogami. Po pierwsze, akcja kija powinna nadać przynęcie odpowiednią pracę w wodzie, po drugie moc i długość kija powinna być dostosowana do gatunku i wielkości ryb jakie łowimy. W castingu te dwa czynniki oczywiście też mają znaczenie, ale dochodzi również trzeci element. Czym on jest? Otóż w spinningu linka przy wyrzucie zsuwa się swobodnie ze szpuli, podczas gdy w multiplikatorze musimy jej nadać odpowiedni moment obrotowy. Z tego powodu wędki castingowe muszą spełniać dodatkowy warunek: powinny przy wyrzucie „ładować” kij i płynnie wyrzucać przynętę w powietrze, tak jak z katapulty. Dzięki temu mogą idealnie zgrać się z multiplikatorem i zapewnić odpowiednie możliwości rzutowe, a jednocześnie nie tworzyć tak zwanych „bród” na szpuli.
Dziesięć lat temu dobrych wędek castingowych na polskim rynku było niewiele. Za nieliczne modele topowych firm zza oceanu trzeba było zapłacić wysoką cenę. Mały wybór oraz wygórowane ceny spowodowały, że większość miłośników castingu korzystała z usług tak zwanych rodbuilderów, czyli osób, które własnoręcznie zbroiły blanki. To umożliwiło skonfigurowanie wędki pod swoje potrzeby (np. użycie jakościowo lepszych podzespołów) i jej lepsze sparowanie z multiplikatorem. Ceny takich wędzisk wahały się zazwyczaj od około 400 do 1000zł, co mogło stanowić pewną blokadę dla osób, które chciały rozpocząć swoją przygodę z castingiem i miały ograniczony budżet. Z czasem przyjęło się, że za wędki castingowe trzeba zapłacić taką właśnie cenę, a sam casting został utożsamiony z wysokimi kosztami sprzętu.
Zmieniło się to w 2017 roku wraz z wprowadzeniem na polski rynek wędzisk Storm Adventure. Kiedy miałem możliwość zapoznania się z tym modelem, moją uwagę przykuła jego niebywała lekkość, jakość wykonania i ciekawa akcja. Moi znajomi wiedzą, że jestem fanem delikatnych blanków o akcji parabolicznej, po prostu lubię kiedy kij „gada”. Z tego powodu większość moich wędek castingowych jest jednoskładami. Dzięki temu kij lepiej się „ładuje” przy wyrzucie, a czucie przynęty jest bardziej wyraziste. Finezja modelu Storm Adventure od razu przypadła mi do gustu, wiedziałem, że łowienie tym kijem sprawi mi dużo frajdy. Ku mojemu zaskoczeniu, wędka z tak interesującą, paraboliczną akcją okazała się dwuskładem. Testy nad wodą potwierdziły moje wcześniejsze przewidywania dotyczące akcji kija pod względem możliwości rzutowych. Storm Adventure w wersji AVC662ULF bardzo dobrze „ładował” woblery, blachy oraz gumy w gramaturach od 5 do 15 gram. Jego niebywała lekkość połączona z multiplikatorem Rapala Concept o wadze 180 gram pozwoliły uzyskać finezyjny zestaw, w którym rzucanie przynętami do celu stało się czystą przyjemnością.
Moje ogólne odczucia po kilkudniowych testach były bardzo pozytywne. Nie napiszę, że był to najlepszy kij castingowy jaki kiedykolwiek w życiu używałem nad wodą, ale był na pewno równie dobry jak moje dotychczasowe kije zza oceanu lub te, które zamawiałem kiedyś u rodbuilderów. Jaka jest więc różnica, która sprawia, że kij Storm Adventure jest tak wyjątkowy na polskim rynku? Otóż jest nią cena! Kiedy testowałem kij, nie mogłem uwierzyć, że cena sklepowa tego modelu wynosi poniżej 200 zł. Biorąc pod uwagę komponenty z jakich kij jest wykonany (mocowanie kołowrotka, przelotki, ramki i wkłady Fuji) wydało mi się to po prostu nierealne. Z drugiej strony ucieszyłem się, ponieważ dzięki temu modelowi, nawet osoby z mocno ograniczonym budżetem, mogą pozwolić sobie na przygodę z castingiem. Szczególnie, że w tym roku pojawiły się na polskim rynku multiplikatory Rapali, które w przyzwoitej cenie oferują dobre jakościowo pozycje (np. model Kaos). Storm Adventure wprowadza pewną rewolucję na rynku, ponieważ jest absolutnym liderem wędzisk castingowych w tej kategorii cenowej i praktycznie nie posiada konkurentów. Dodatkowym atutem tego kija jest fakt, że jest dwuskładem, co ułatwia jego transport i przechowywanie. Model występuje również w mocniejszej wersji AVC662MHF, który jest dedykowany do łowienia jigami oraz woblerami.
Reasumując moje powyższe spostrzeżenia, z całą pewnością mogę polecić wędkę Storm Adventure każdej osobie, która szuka taniej i dobrze wykonanej wędki castingowej z dobrymi właściwościami rzutowymi i ciekawą akcją. Wystarczy podskoczyć do najbliższego sklepu wędkarskiego i „pomachać” tym modelem, aby na własną rękę wypróbować jego dynamikę i przekonać się, że jest to ciekawa pozycja na każdą kieszeń! Oprócz wersji castingowej kije występują również w specyfikacji spinningowej w równie przystępnej cenie.
Mateusz Taszarek
Tester Rapala & Storm, 2017